Valide
Archibald odchrząknął.
-Wyznajcie tu co chcecie. Jednak każdy gest wykonany w tej świątyni, poświęcony innym bogom będzie bluźnierczy i nie pozostanie bez odezwy Jedynej Prawdziwej Wiary. Niewiem czym zraziła się Pani na Magiedegen do bogów i co spowodowało że zapomniałą o swoich stwórcach.
Wstał z konfesjonału.
-Żegnam ciebie Eithel. I was pozostali.
Powiedział i zniknął.
Offline
Zacisnęła zęby, powsrzymując się by nie rzucić czymś ciężkim w arcykapłana.
Po prostu użyła magii. Cała świątynia znów wyglądała jak przed przybyciem Archibalda.
Offline
Elf zniósł to jeszcze gorzej.
Blady jak kostucha, wymaszerował z kościoła.
Miał straszną ochotę nabluzgać na Arcykapłana, jednak w świętym miejscu tego nie zrobi...
Offline
Valide
Jednka świątynia zmieniłą się. Znów.
Nic. Nic nie mogło równać się z Mocą Kemokita
Raz poświęcona, zawsze jemu wierna.
Tak mówi Święte Prawo o Świątyni.
Archibald jednak zniknął w czystym niebie. Duchów i upiorów też nie było.
Offline
Valide
Kobieta, do której dopiero dotarło to, co Arcykapłan powiedział, zacisnęła dłonie w pięści tak mocno, aż knykcie jej pobielały. Źrenice zielononiebieskich oczu rozszerzyły się nienaturalnie, sprawiając iż tęczówka stała się jeno cieniutką obrączką na ich obramowaniu. Anielica bardzo nie lubiła, jak jej się wytykało to, że jest ateistką mimo tego, że z nieba przybyła. Bardzo nie lubiła, jak się jej przypominało o jej stwórcach i, co się z tym wiąże, niewyobrażalnym bólem wiążącym się ze strąceniem na ziemię.
-Pani na Magiedegen w cale nie zraziła się do bogów- wycedziła przez zęby, kipiąc aż ze złości, mimo iż Archibalda nie było już nigdzie w zasięgu wzroku- tylko wolała o nich zapomnieć, by uniknąć bólu wspomnień.
To powiedziawszy, odwróciła się na pięcie i wymaszerowała z Kościoła, mieląc pod nosem najbrzydszą wiązankę przekleństw, jaką tylko pamiętała. Sama się sobie dziwiła, bo przecież nikt od bardzo dawna nie wyprowadził ją z równowagi do tego stopnia. Wszak łagodną kobietą była. A tu patrzcie: idzie, zła jak osa, miażdżąc spojrzeniem każdego na swej drodze..
Offline
Flegmatycznie rozejrzała się. Nagle cała świątynia runęła, pozostawiając tylko ruiny i cmentarz.
- Co Kemokit stworzył, to Pradawni zburzą.
Mruknęła.
Offline
Zjawiła się i niezbyt zadowolona spojrzała na ruiny...
Zaczęła szeptać pradawne, potężne zaklęcia.
po chwili pojawił się nowy kościół pradawnych potęg.
Zadowolona.
- I tak ma być...
Poszła do kościoła pomodlić się do bogów.
Stanęła przed ołtarzem, uklękła i zaczyna modlitwę.
Offline
Valide
Usłyszała w głowie głos.
-Czemu mi to czynicie??
Głos zdawał się wydobywać zewsząd.
Odbijał się echem po umyśle Namri.
Kościół napełnił się dziwną mocą.
Offline
- Każdy ma prawo do własnej wiary, a twa wcale nie musi być tą prawdziwą.
Klęknęła pod krzyżem i zaczęła się modlić.
Offline
Valide
Świątynię ogarnął blsk.
Prześcieradło na różanym słupie (krzyż) zsunęło się.
-Jam jest tym który był, który jest i który przychodzi.
Rozległo się wołanie.
Ołtarz zajął się ogniem.
On jednak się nie spalał.
Z wewnątrz doszedł ją głos.
-Oto ja posyłam cię i zaklinam.- głos zdawał się być łaodny i miły- Oto pójdziesz do Katedry Lauresa i będziesz świadkiem jej poświęcenia. Wtedy wypełni się to co zostało napisane.
Płomień zgasł a świątynia powróciłą do półmroku.
Przed kobietą znajdował się mały, złoty medalik przedstawiający różany słup.
Offline